Wierni klasyce — Bratislavské Dievčatá „Druhý Album” | recenzja

Wbrew temu na co wskazuje nazwa, w zespole Bratislavské Dievčatá żadnych dziewczyn nie znajdziemy… za to trójka dżentelmenów tworzących ten skład pochodzi z Bratysławy. Nieprzypadkowe jest jednak skojarzenie z piosenką graną przez Zóna A, bo zaczerpnięto z niej nie tylko nazwę i podobnie melodyjny styl gry, ale też skład zespołu. Zresztą sam ten numer choć spopularyzowany przez Zónę wzięto z dema „Naša Vec” Krachu z końcówki lat 80. A W Zónie, Krachu i Dievčatach gra na basie jego autor Lump Čupe. Wspierają go perkusista Miko z Zóny A, Lorda Alexa i Barbusa oraz grający na gitarze wokalista Roman z Lorda Alexa. Sami swoi. Zdecydowanie nie jest to gang świeżaków.



Pasażer napisał o nich, że to granie dla fanów Celi Nr 3. I zdecydowanie coś w tym jest. Bo i Zóna i Cela to proste, melodyjne punk rockowe granie nawiązujące do klasyki 77 i starej angielskiej szkoły. Bratislavské Dievčatá też kultywują taki styl. Prosty, bez udziwnień, bez eksperymentów, bez zaskoczeń i bez wpływania na nieznane starym punkom wody. Gdyby ktoś mi powiedział, że to płyta z 1995 roku to bym uwierzył. Panowie skrupulatnie unikają wycieczek w bardziej współczesne rejony punkowej sceny pozostając wiernym temu, jak się grało, gdy punk rock był nowym gatunkiem muzyki. Na szacunek do klasyki wskazuje choćby zagrywka z numeru „Muz z ulice” luźno nawiązująca do „Police on my back” w wersji Clashów.

Bratislavské Dievčatá funkcjonują od 2016 roku. Rok później ukazała się pierwsza, wściekle różowa płyta, naładowana 16 melodyjnymi punk’n’rollowymi piosenkami (w tym — nie do wiary— własną wersją utworu „Bratislavské Dievčatá”). Kolejne trzy lata zajęło zespołowi skomponowanie i nagranie 13 nowych kawałków. Granie cały czas stylizowane jest na retro punk, ale nie jest to też jakaś skrajna stylizacja na 77 z przebierankami i w ogóle. Czuć w tym dużo z lat 90, a gdyby dołożyć więcej chórków, bardziej rock’n’rollowych solówek i podkręcić nieco tempo to Bratislavské Dievčatá mogłyby zahaczyć o Szwecję. Ale nie taki był zamysł muzyków.

To jest ciekawa sprawa, że gdy u nas od lat scena skręca w stronę rejonów około hard-core’owych, różnej maści eksperymentów lub emo-sentymentów, to za naszymi południowymi granicami klasyczne punk-rockowe granie zapatrzone w Anglię lub melodyjny amerykański pop-punk ma od lat silną reprezentację. Może to kwestia tego, że słowacki język dobrze wpasowuje się w bardziej radosną muzykę? Może tak, choć nie wszystkie kawałki Dziewcząt są wesołe. Przynajmniej tyle mogę wywnioskować z moją znajomością słowackiego.

Płyta ukazała się i na CD i w wersji winylowej na stylowym różowym splatterze. Pierwszy press debiutanckiego winyla Dziewczyn dość szybko się wyprzedał, a to dość niezwykła rzecz jak na kondycję współczesnej sceny i fakt, że to debiutanci. Choć zaprawieni w muzycznych bojach.

Może i Bratislavské Dievčatá nie oferują nic zaskakującego, ale niereformowalni fani klasyki i słowackiego punka mogą być tą płytą podjarani. Punk rocka granego w takim stylu jest coraz mniej, a Dievčatá wiedzą, co robią.


7/10 
wyd. Papagajuv Hlasatel Records, 2020


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz