Tak to się robi — Die Toten Hosen w Krakowie || relacja

Pierwszy raz widziałem Die Toten Hosen lata temu. W 2004 roku w Rzeszowie i jeśli mnie pamięć nie myli był to pierwszy koncert punk rockowej kapeli takiego formatu na jakim byłem. W sumie za wiele z niego nie pamiętam, oprócz wszechogarniającego odczucia totalnego zawodowstwa, jakie Hoseni prezentują na żywo. Myślałem wtedy, „właśnie tak powinno się grać koncerty”. Na takim poziomie i z taką energią. Minęło 15 lat i Die Toten Hosen na swojej trasie zahaczył o Kraków. Trzeba jechać i zobaczyć, czy Niemcy zdziadzieli czy wraz z Die Goldenen Zitronen mogą śpiewać "Fur immer punk".


Ich ostatnia płyta, „Laune der Natur” zbyt punkowa nie była. Ot solidne rockowe granie, do częstego zastosowania w radiu. Ale bonusowy dysk „Learning English vol 2” pokazał, że zespół nie wyskoczył z kociego podogonia, a klasyczny punk rock dalej gra w ich sercach. I właśnie to widać na żywo. Muzycy się postarzeli, ale nie przemienili się w ekipę niemieckich podtatusiałych Januszków. Oj zdecydowanie nie. Pod kątem scenicznej energii Campino daje z siebie tyle, co w 2004 roku. Z wyjątkiem swojego charakterystycznego wyskoku ze szpagatem. Poza tym bez różnicy — energia total.

Mimo tego, że sporo miejsca zajmowały kawałki z ostatnich płyt (i dobrze) to przyznaję, że usłyszałem to, co chciałem usłyszeć: „Opel gang”, „Paradies”, „Pushed again”, „Hier kommt Alex”, „Auswärtsspiel” a do tego zaskoczonko w postaci coveru „Where are they now” Cock Sparrera, który na żywo zabrzmiał wyśmienicie (ten numer z wokalnym udziałem Colina znajdziecie na „Learning English 2”). Gdybym widział Hosenów pierwszy raz to pewnie brakowałoby mi paru starych numerów, jak choćby „All die ganzen jahre”, ale ta kapela ma na koncie tyle albumów, że ciężko by było im grać w kółko to samo. A tego wieczoru w Krakowie zagrali ponad trzydzieści utworów!

Na żywo kawałki z nowej płyty również grały jak trzeba i ujawniły swój koncertowy potencjał. Przy chórkach z numeru „Laune der Natur” można było poczuć się jak na stadionie. Zresztą wiele numerów Hosenów stworzona jest pod stadionowe aranżacje i chóralne śpiewy wraz z publiką. Było widać, że muzycy wiedzą jak dobrać numery, żeby były koncertowo skuteczne.

Po koncercie mam takie samo wrażenie jak w 2004 roku. Die Toten Hosen doskonale wiedzą jak się gra koncerty i nie zamierzają obniżać poprzeczki.

Jedyne, co mnie martwi to tak mała liczba młodzieży, która tego wieczoru zjawiła się w krakowskim klubie Studio. Die Toten Hosen? Gimby nie znajo. A szkoda.

Die Toten Hosen, Kraków, klub Studio, 7 czerwca 2019



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz