Kiedyś to było — Sajgon „Balanga” || recenzja

Patrzę na ostatnie punkowe premiery i zastanawiam się, który mamy rok? Moskwa, Dezerter, Inkwizycja, Sedes, Ga-Ga, Azotox, Rejestracja. Czyżby lata 90. wróciły? Coś jest na rzeczy, bo o ile część starych załóg cały czas tworzy coś nowego to wciąż zdarzają się typowo sentymentalne powroty. W ten drugi trend wpisuje się wydana niedawno reedycja debiutanckiej „Balangi" Sajgonu. Numery z tej kasety były przed laty stałym punktem większości punkowych składanek. A dzisiaj? Pewnie niewielu pamięta ten band.



Założony w Wałbrzychu Sajgon działał krótko, ale intensywnie. Wystarczy spojrzeć na tracklistę wydanej w 1993 roku „Balangi”, na której jest 20 piosenek. A to nie wszystko, bo kolejne płyty „Sajgon” i „Sajgonlandia” przyniosły kolejne 30 kawałków. 3 płyty, blisko 50 numerów i to wszystko w dwa lata. Czujecie ten rozmach? Metallica tak nie potrafi. Pewnym ułatwieniem w komponowaniu kolejnych utworów był prosty i melodyjny styl prezentowany przez zespół. Sajgon kojarzy się kapelami z nurtu silvertonowsko-jarocińskiego punka. Porównując do innych grup najbliżej im do Sedesu z lat 90. — zarówno pod kątem wokalu, tematyki tekstów jak i muzycznych wzorców czerpiących i z ostrego punka i z hard-rockowego klimatu. O takich kapelach mówiło się „punko-polo”, ale jak słucha się tej płyty po latach, to wcale nie jest to jakieś wyjątkowo przaśne granie. Porównujac choćby do Kaplicy, która już za dzieciaka była dla mnie szczytem punkowej siermięgi. Choć jeden z „przebojów” Sajgonu „Beer oj”, który również tutaj znajdziemy, to cały czas bardzo mocny Janusz.

Już po samym tytule płyty wiadomo, że tematyka spod znaku piweczko, wódeczka i imprezka jest tutaj poruszana, ale nie jest to jakaś mocna dominanta. Więcej miejsca zajmują sprawy z pogranicza polityki i codziennego życia szarego mieszkańca Śląska. Nie ma w nich jakiejś ambitnej publicystyki ale całość brzmi wiarygodnie. Byłem ostatnio w Wałbrzychu i jeśli te przedmieścia prezentują się obecnie lepiej niż w latach 90. to nie wyobrażam sobie jak to wszystko wyglądało w czasach, gdy ekipa nagrywała swój debiut. Z pewnością optymizmem nie napawały i to na tej płycie słychać.

„Balanga” podobnie jak wydana jakiś czas temu przez Lou Rocked Boys „Rebelia” Ga-Gi doczekała się swojego płytowego wydania po raz pierwszy. Szkoda, że jest to wydanie dość skromne — fajnie, że zapakowane w digipak, ale jakaś historyczna wkładka o zespole czy parę zdjęć z epoki byłoby dobrym rozwiązaniem. W sieci słychać gdzieniegdzie narzekania, że zgranie materiału takie a takie, czy mastering coś nie halo, ale wyciąganie takich produkcyjnych niuansów w przypadku Sajgonu trochę mnie dziwi. Cały czas brzmi to lepiej niż zapamiętałem :)

W dzisiejszych czasach tak prostą muzykę ciężko docenić, ale porównując do obecnych standardów wcale nie ma tragedii. Biorąc pod uwagę dość archaiczny styl i tematykę spodziewałem się, że będzie ciężko przebrnąć przez ten materiał, ale odpalenie Sajgonu po ponad dwudziestoletniej było dość sympatycznym doświadczeniem. Tak się grało polskiego punka w latach 90. i takie zespoły były wówczas popularne. Przynajmniej u mnie na osiedlu. Ta płyta to na pewno miły prezent dla najstarszych załogantów, którzy za dzieciaka wykrzykiwali wraz ze Sławomirem Sajgonem „To jest mój dom”, ale gdzieś zgubili kasetę.

5,5/10
Sajgon „Balanga”, wyd. Lou Rocked Boys, kwiecień 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz