Punkowe sentymenty — Ga Ga „Rebelia” || recenzja

Wspominkowy trend na polskiej punk rockowej scenie nie słabnie. Coraz bardziej nietypowe składy ogłaszają reaktywację, a winylowy renesans przyczynia się do rosnącej liczby reedycji. Ale oprócz tych wszystkich mniej lub bardziej ciekawych come-backów mamy też grupy, które działały praktycznie nieprzerwanie i ciężko posądzać je o korzystanie z kombatanckiej koniunktury. I tu właśnie pojawia się Ga Ga, od lat dowodzona przez charyzmatycznego Smalca (bardzo rzadko używam słowa charyzmatyczny, ale tutaj ono pasuje), która po 25 latach od wydania swojej debiutanckiej płyty „Rebelia” wznawia album na winylu i po raz pierwszy na CD.



„Rebelia” to materiał jak na 1993 rok, w którym się ukazał, nietypowy. W ogóle Ga Ga to nietuzinkowy band. Długie punkowo-transowe numery, pewna hipnotyzująca powtarzalność sekwencji, a do tego dość proste instrumentalnie granie — choć z dobrze broniącą się po latach perkusją. Nie było to agresywne punkowe granie modne w tych latach. Zresztą cały ten silvertonowy odłam punka brzmiał inaczej. Ga Ga muzycznie nie pasowała do prostego punko-polowego nurtu, choć pochodzący z tej płyty utwór „Olevay system” przeszedł do kanonu tej sceny pojawiając się na różnych kasetowych składankach z lat 90.

Co by nie mówić, „Rebelia” również po tych 25 latach brzmi oryginalnie. Zarówno ze względu na teksty jak i na muzykę. Debiut Ga Gi to surowy, transowy album oparty na wielokrotnych powtórzeniach tych samych motywów — zarówno w muzyce jak i w tekstach. I ta mieszanka brzmi ciekawie również i dzisiaj. Z całej tej mieszanki wychodził swoisty mistyczny anarcho-punk z opowieściami z pogranicza buntu i utopijnej wizji świata. Czasem efekty były dziwne, zwłaszcza w anglojęzycznych fragmentach, a czasem stawały się kultowe.

W notce promującej album Smalec wspomina, że były to czasy, gdy byli „przesiąknięci anarcho-wolnością”. Nowy system polityczny dopiero się kształtował, a młodzi korzystali z tego całego zamieszania. Koncert z Jarocina 92 transmitowała TVP bez cenzury. Dziś patrząc na kondycję i linię mediów publicznych takie wydarzenie jest bardziej abstrakcyjne. A mamy 2018 rok. Zresztą Smalec to człowiek jarocińskiego sukcesu. Z Zielonymi Żabkami wygrał Jarocin 88, a z Ga Gą triumfował w Jarocinie 92. Dziś zwycięstwa w przeglądach zespołów nie są już tak istotne, za to wówczas były to tak duże rzeczy, że bez żenady można pisać o nich ponad 25 lat później.

Szkoda tylko, że reedycja została tak skromnie wydana. Digipak bez żadnej rozkładówki czy nawet prostej książeczki. W tego typu wydawnictwie pasowałoby sięgnąć głębiej do archiwalnych materiałów. Tego mi ogromnie brakuje, bo mocno mnie zaskoczyła lakoniczna forma wydania tego krążka. Nawet prosta wkładka z tekstami sporo by wniosła do tego wydania. Chyba, że wydawca zakłada, że ten album każdy zna już na pamięć.

Fajnie jest sobie przypomnieć te stare numery i historie z dawnych lat z nimi związane. Zarówno te z ognisk, na których graliśmy z załogą „Olevay system” jak i te, gdy zjarany kolega trzymając mnie za klapy kurtki recytował z pamięci „Wojnę światów” patrząc mi w oczy błędnym wzrokiem. Kurła, kiedyś to było, a nie teraz ta młodzież tylko te smartfony i dopalacze.

Takie wznowienia cieszą, tym bardziej, że Ga Ga funkcjonuje nadal, nagrywa nowe numery i nie odcina tylko i wyłącznie kuponów od tego, że był kiedyś Jarocin. A teraz to nie ma.

7,5/10
Ga Ga „Rebelia”, Lou & Rocked Boys, czerwiec 2018


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz