Trochę mnie ta nowa Luxtorpeda poirytowała. Od dłuższego czasu nie przepadam za płytami, na których muzyka jest nośnikiem propagandowych wartości, a „EPka” jest klasycznym przykładem tego typu wydawnictwa. Lata słuchania anarcho-punka już nieco znieczuliły mnie na jednowymiarowe wykładnie, ale pro-life’owy kopniak od Luxtorpedy trochę mnie zaskoczył. Zespół, który do tej pory sprzedawał religijno-pozytywny przekaz w łagodny sposób, tym razem wkracza na wojenną ścieżkę i w słowach nie przebiera.
Na fanpage’u Luxtorpedy można było przeczytać, że mocne czasy wymagają mocnych odpowiedzi. Ale czy mocne czasy wymagają, aby negować istnienie koloru szarego i przedstawiać świat w czarno-białych barwach? Albo tak, albo tak. Bez kontekstu i racjonalnego podejścia. Choć może racjonalizowanie jest przymiotem ludzi słabej wiary? Ale do rzeczy.
„EPka” zawiera trzy premierowe utwory Luxtorpedy, „Shoah”, „44 dni” oraz „Pod sufitem” (plus wersje instrumentalne). Muzycznie jest to charakterystyczny dla Luxów klimat, z dużym szacunkiem dla gitarowego brzmienia, połamaną rytmiką i mocnymi wokalami Litzy i Hansa. Formalnie jest to bardzo porządne granie, choć odrobinę mniej przystępne od poprzednich albumów zespołu. Ale nie muzyka gra tutaj główną rolę. Pod względem tekstowym muzycy postawili na konkret i twardy przekaz spod znaku pro-life. „Pogrom, zagłada, holokaust, shoah” i likwidacja poczętego „untermensch” to wymowa antyaborcyjnego „Shoah”. Aborcja to trudna kwestia, ale zawężenie problemu do wersu „przez 40 lat ponad miliard skazanych tylko trzema słowami – nie chcę cię” jest zbytnim uproszczeniem. Tak jakby aborcja była fanaberią równie błahą co botoks. Ale jak wspominałem, albo białe, albo czarne. Bardzo osobisty i szczery utwór „44 dni” opowiadający o równie trudnym temacie, jakim jest poronienie i stracie jaką odczuwają przyszli rodzice również osadzono w kontekście naukowo-teologicznego sporu. Tutaj nie ma dobrych odpowiedzi, ale „człowiek może żyć pięknie 44 dni, albo zmagać się przez wiele długich lat”. Na koniec mamy podany mniej bezpośrednio „Pod sufitem”, który stawia Luxtorpedę w opozycji do przepełnionych „bełkotem powszednim doprawionym sosem bredni” przedstawicieli wygładzonego ideologicznie świata, który łapie co to gender.
Nie przepadam za agitacją. Wyrażanie poglądów, a dawanie jedynych słusznych odpowiedzi dzieli cienka granica. Jako humanista nie przepadam za retoryką typu „ufaj, że właśnie tak ma być, lepiej naucz się już teraz jak bez odpowiedzi żyć”. Nie przekonuje mnie to, chociaż lepiej śpiewać o poważnych tematach niż paplać bez sensu. Choć podobną tematykę, choć widzianą z drugiej strony, w 1993 roku poruszał też Big Cyc na płycie „Wojna plemników”, a spory na styku nauki i teologii potrwają jeszcze długie lata. „EPka” nie jest płytą stargetowaną na mnie, ale dla tysięcy fanów Luxtorpedy pewnie będzie jak najbardziej spoko. Pozostaje tylko pytanie, jak zachować się na koncercie przy kawałku o aborcji? Skakanie pod sceną raczej nie jest dobrym rozwiązaniem.
Luxtorpeda „EPka”, wyd. Stage Diving Club, czerwiec 2015
Nikt Cię nie czyta? :)
OdpowiedzUsuńMiałem dokładnie te same odczucia odnośnie płyty: że panowie poczuli się już autorytetami od moralności. Momentalnie mieli jednego słuchacza mniej. Co innego mieć zdanie, a co innego manipulować podając je, tym bardziej młodemu audytorium, ma manipulację wrażliwemu.
Mam takie same odczucia
OdpowiedzUsuń