Witam po przerwie. Po intensywnym kwartale dorobiłem się nowego biurka, więc najwyższa pora, aby wrócić na blogowe salony. Nowy początek rozpoczniemy od recenzji płyty, na którą wiele osób czekało z niecierpliwością. Zwłaszcza, jeżeli te osoby wchodziły w skład 112 kapel, które znalazły się na wiekopomnym składaku „Za krótko za szybko”. Gdybym chciał podsumować ten album zgrabnym zdaniem, byłby to największy przegląd kapel w historii polskiej sceny hard-core/punk i unikatowy w skali światowej koncept. Brzmi zachęcająco? Tak też jest. Co do unikatowości, wprawdzie w 1999 roku mieliśmy klasyczne „Short music for short people”, ale „Za krótko za szybko” jest bardziej ekstremalne. Na „Shortach” pojawiały się rozwlekłe i epickie numery po 30-40 sekund, a tutaj nie ma miejsca na pieszczoty i balladowe wtręty – max 20 sekund i dziękujemy, kolejna kapela. Dzięki temu na płycie udało się zmieścić aż 112 utworów prezentujących gatunkowy przekrój polskiej sceny hard-core i punk.
Rozrzut jest spory. Pod względem stażowym, mamy tutaj zarówno ekipy młode (cieszy reprezentacja podkarpackiej sceny w postaci grup Marsz Na Waszyngton, SNAFU, What Friendship Means i The Sabała Bacała), jak i te bardziej zasłużone w scenowych kręgach (np. Eye For An Eye, Bulbulators, The Corpse, RUTA, Stan Oskarżenia czy pomysłodawców albumu z grupy Castet). Stylistycznie też dzieje się sporo – od melodyjnego punk rocka przez psychobilly do grindujących rzeźników, których teksty owiane są tajemnicą. Niestety, słyszalny jest również rozrzut jakościowy. Niektóre kapele solidnie przyłożyły się do tematu, ale parę grup nagrało swoje 20 sekund partyzanckim sposobem, co rzutuje na kiepskawe brzmienie.
Przyznam, że album zapowiadał się świetnie, ale szczerze to się go obawiałem. 112 kapel i 20 sekundowe numery. Mógł wyjść z tego bełkot, którego nie da się wysłuchać za jednym posiedzeniem. Jednak efekt końcowy wyszedł zaskakująco pozytywnie. Da się słuchać i to całkiem przyjemnie. Ze względu na długość utworów nawet ekstremalne gatunki, które w większej dawce męczą bułę, są w stanie się obronić. Wydaje się, że 20 sekund to tyle, co nic, ale niektórym udało się tam poupychać sporo tekstu i muzyki. Chociaż zdarzają się i teksty złożone z jednego słowa. Tematyka także jest różnorodna – czasem dowcipna a czasem zaangażowane społecznie i politycznie.
Nietypowe dzieło wymaga oczywiście oryginalnej oprawy. Płytę wydano na CD zapakowanym w digi-book, a fanatycy old-schoolu mają do wyboru dwa kolory LP – czarny i brudno-biały. Do płyty dołożono grubą książeczkę z prezentacją zespołów – fajny pomysł i solidne wykonanie. No i jakże wymowna grafika na okładce…
„Za krótko za szybko” można traktować, jako muzyczną ciekawostkę lub zbiór dźwiękowych wizytówek kapel, ale główna wartość tego albumu to dokument prezentujący ówczesny stan undergroundowej sceny. Wprawdzie 112 bandów to zaledwie jej drobny wycinek, bo zespołów są tysiące, ale da się zauważyć tutaj pewne trendy, całkiem inne od tych sprzed 10 czy 15 lat. Warto mieć na półce. Zwłaszcza, że dołożyłem swoje 20 sekund do tematu <chamska_kryptoreklama>. Tym bardziej polecam. Kto nie ma ten słucha Bajmu.
VA „Za krótko za szybko”, Pasażer/Kwadraciok, Luty 2014
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz