Na „Stagnacji” czuć, że po konkretnych strzałach prosto w ryj chłopaki chcą nieco więcej pokombinować, a pomysły mają coraz ciekawsze. Kompozycyjnie jest bogaciej i nie tak prosto jak wcześniej. Piszę o tej rozbudowie, a to dość zabawne, bo żaden z utworów na płycie nie przekracza 2 minut — choć Faul niebezpiecznie zbliża się do granicy, za którą są organy Hammonda, zmiany tonacji w refrenach i bombastyczne solówki na sześć gitar. Nie obawiałbym się tego, bardziej prawdopodobne jest, że Faul w przyszłości będzie bardziej hard-core’owy bo więcej tu zwolnień, więcej ciężaru, a mniej crossoverowego szaleństwa — dla mnie fajnie.
To, co do końca mi tu nie gra to brzmienie całości. Można by to wszystko bardziej dopieścić w studiu. Wiem, że musi być brudno, ale gdyby to doszlifować to miałoby więcej mocy i ciężaru, bo te gitary w fotel nie wbijają. „Stagnacja” brzmi jakby chciano oddać koncertowego ducha, a nie zrobić coś co będzie kopało tyłek i brzmiało nowocześnie. A mogłoby. Wcale bym się nie obraził.
Wydanie skromne, ale limitowane :) Kolekcjonerzy natomiast mogą te i starsze numery złapać na winylu wydanym niedawno przez Enigmatic, na którym oprócz całej „Stagnacji” znalazły się wszystkie dotychczasowe nagrania zespołu. Łącznie 29 numerów do zdobycia na dwóch kolorach winylu. W takiej turbo dawce najłatwiej sprawdzić czy ewolucja stylu Faulu to fakty czy mity.
Progresywny crossover na poważnie — Faul Techniczny „Stagnacja” || recenzja
Patrząc na długość numerów to „Stagnacja”, trzecia pozycja w dyskografii śląskiej hard-core-crossoverowej załogi, jest wycieczką w rejony progresywne. Po serii krótkich strzałów z poprzednich płyt, długość numerów i złożoność kompozycji poszła w górę. Ale umówmy się, nie jest to Dream Theater, Crimson King czy inny instrumentalny ekshibicjonizm. Punk i hardcore („jestem z tego dumny” cytując jeden z kawałków) to cały czas baza załogi. I dobrze.
6,5/10
wyd. własne, 2020
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz