Przeczytaj młody punku, jak to drzewiej bywało — Grzegorz Bartos „Zadymiarze” || recenzja

Radom to takie miasto, w którym jest bardzo znane lotnisko. To też miasto, z którego pochodzi Ira. Kolejna ciekawostka z kategorii Radom jest taka, że 27 lutego 1983 roku w hali „Radoskór” zawitała tam trasa koncertowa Republiki i UK Subs. I właśnie o historycznej wizycie pierwszego zachodniego zespołu przeczytacie w książce Grzegorza Bartosa. Ale jak sam tytuł wskazuje, nie tylko o muzyce tutaj będzie. Co więcej, o muzyce to będzie raczej niewiele, bo autor skupia się przede wszystkim na rodzącym się punk rocku i małomiasteczkowym klimacie, jaki wtedy panował w mieście.


Punk, dla niektórych bohaterów tego liczącego ponad 120 stron reportażu, zaczął się od zdjęcia w gazecie. Ktoś zobaczył The Clash — młodych chłopaków noszących potargane włosy i spodnie z masą suwaków i tak narodziła się fascynacja nową modą. Od jednego zdjęcia. Tak wyglądało życie młodych ludzi w przedinternetowych czasach. Oprócz kopiowania punkowych strojów i słuchania muzyki, kolejnymi ważnym elementem punkowej prozy życia tamtych lat była przemoc. Jeden z bohaterów książki podsumował swoje wspomnienia, jako „jedna wielka cholerna historia napierdalania. Tylko jak to możliwe, że nikomu właściwie nic się nie stało?”. A leją się tu wszyscy, punki z jednej dzielnicy, kroją punków z drugiej, leją się też gitowcy, a do tanga dołączają powstający nazi-skini. No i milicja. Ale ona leje wszystkich. Takie były czasy. Zresztą nie tylko w Radomiu. Nuda, alkohol, niechęć do wyróżniających się i przemoc to mało sympatyczna kombinacja znana zawsze i wszędzie. Zresztą jak sam tytuł wskazuje, pełnych przemocy historii tu nie zabraknie.

Książka Bartosa składa się w całości ze wspomnień osób będących aktywnymi uczestnikami wydarzeń. Czasem ciężko się połapać w fabule, kto, co mówi, ale bohaterowie nie są tutaj najważniejsi. Kluczowy jest klimat Radomia z lat 80. wydzierający się z pociętych wypowiedzi. Tak na serio to, po przeczytaniu tej książki o koncercie UK Subs i Republiki dowiemy się niewiele. To tylko pretekst do zapoznania nas ze specyficznym klimatem załogantów z tamtych lat — dzieciaków, szukających odskoczni od szarzyzny PRLu. Dziś ta specyfika wydaje się zabawna, tak samo jak tym starym punkom zabawna wydaje się dzisiejsza, ugrzeczniona scena. Nie ma już tego niebezpieczeństwa, że idąc na koncert wrócisz bez butów, bez skórzanej kurtki i bez zębów. Swoją drogą „Johnny Rotten” jako hasło do ucieczki, mnie rozbawił.

Ciekawym elementem jest ponure zwieńczenie tej opowieści, w którym okazuje się, że wiele z głównych postaci punkowych załóg tamtych czasów, nie wyrwało się z autodestrukcyjnego trybu życia. Niestety.

Książka „Zadymiarze” być może miała być niepowiedzianą dotąd historią radomskiego punk rocka, ale wyszła z tego raczej ciekawostka dla zainteresowanych, którą dałoby się jeszcze mocniej zbadać. Brakuje mi tu dziennikarskiego mięcha i większej ilości konkretów. W takim dziele, aż się prosi o więcej archiwalnych materiałów, przedruki z gazet itp. Ale i tak nie jest źle. Szkoda tylko, że tak mało zdjęć, a te, które są nie zostały opisane.

"Zadymiarzy" po taniości złapiesz TUTAJ.

7/10
Grzegorz Bartos, „Zadymiarze”, wyd. Jirafa Roja, czerwiec 2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz