Takiego wydarzenia jak koncert The Toy Dolls w Krakowie nie mogłem przegapić. Legenda radosnego punk rocka z Anglii do tej pory w Polsce grała zaledwie trzy razy – w marcu 2013 roku zawitała do Gdyni, a wcześniej zagrała dwa koncerty w… 1995 roku – w Warszawie i właśnie w Krakowie. Polska zawsze była nieco pokrzywdzona pod względem ilości zespołów, które nas odwiedzały. Toy Dolls grywał u naszych sąsiadów wielokrotnie skutecznie omijając nasz kraj. Jednak fani o nich nie zapomnieli o czym można było się przekonać pojawiając się 19 października 2013 roku w krakowskim klubie Kwadrat. Spora ilość załogantów w okolicach 40-tki świadczyła o tym najdobitniej.
Pojawiłem się w klubie w okolicach połowy setu zespołu Leniwiec, który wraz z The Billem rozgrzewał krakowską publikę. Pierwszy raz widziałem na żywo nowe oblicze Leniwca i muszę przyznać, że grupa mocno się sprofesjonalizowała. Muzycznie dalej gra najbardziej młodzieżową odmianę punk rocka, ale robi to naprawdę sprawnie i z dużą dawką energii. Znacznie gorzej zaprezentował się The Bill, który mówiąc kolokwialnie męczył bułę. Może to kwestia tego, że muzycy chcieli się pokazać od bardziej ambitnej strony, udowadniając, że ich twórczość to nie tylko „Sex&Roll”? Średnio to wyszło, chociaż przyjęcie było całkiem ciepłe.
Po dwóch krótkich setach nastąpiła chwila przerwy, po której rozległy się dźwięki walca i po charakterystycznym intro na scenie pojawili się wiecznie młodzi panowie z The Toy Dolls w jednym z najmocniejszych składów – z Amazing mr Duncanem na perkusji i Tommym Gooberem na basie. Po Oldze nie widać, że spędził na scenie ponad 30 lat. Może nie jest już tak chorobliwie szczupły, ale wygląda tak, jakby zaczął grać w kapeli w wieku 2 lat.
Toy Dolls zaczęli od „Cloughy is a bootboy” i muszę przyznać, że nawet tak przeciętny kawałek jak ten na żywo wypada doskonale. Zresztą, słabych momentów nie było. Olga z ekipą na żywo dają z siebie wszystko. Nie ma tutaj mowy o siłowym odgrywaniu starych numerów, a muzycy zdają się bawić równie dobrze co publika. Widać to była zwłaszcza podczas wstępu do „Spiders in the dressing room”, gdzie perkusjna zagrywka Duncana rozbawiła Olgę na tyle, że przez chwilę nie mógł się opanować i zaśpiewać wstępu do końca.
Fot: Alko / Polish fans of The Toy Dolls
Trochę zaskoczyła mnie krakowska setlista. Nie spodziewałem się takich staroci jak „Tommy Koweys car”, „Bless you my son”, „Queen Alexandra” czy „Ashbrooke launderette” – z zakończeniem zagranym na skrzypcach przez Duncana – ale było to zaskoczenie jak najbardziej pozytywne. Fajnie wypadła też koncertowa wersja „Olga I cannot”. Z nowej płyty pojawiły się tylko dwa kawałki – „Credit crunch christmas” i „Dirty Doreen”. Ogólnie, dobór numerów nieoczywisty, ale bardzo pozytywny. Oczywiście nie spełnili moich wszystkich koncertowych życzeń – zabrakło choćby „Back in 79” czy „She goes to Finos” ale może usłyszę je innym razem.
Fot: Alko / Polish fans of The Toy Dolls
Nie byłoby Toy Dolls, gdyby nie specyficzny show – charakterystyczne, dopasowane stroje, podskoki, choreografia czy dodatkowe efekty specjalne, jak sztuczny śnieg w „Credit crunch christmas”, strzelająca konfetti wysłużona butelka lambrusco w „Lambrusco kid”, czy obracanie gitar o 360 stopni w „Wipe out”. Były też sztuczne włosy na klacie Olgi, ale szybko zostały zdepilowane. Wszystko precyzyjnie dopracowane, porządnie zagrane i nie pozbawione frajdy. Młodzież niech patrzy, jak się robi show w sile wieku.
Fot: Alko / Polish fans of The Toy Dolls
Miałem pewne obawy, jak zespół wypadnie na żywo. Toy Dolls słucham od lat i jakby wypadli przeciętnie, byłbym okropnie zawiedziony. Miałem tak choćby po koncercie Bad Religion, który przysłowiowej dupy przysłowiowo nie urwał (wiem, nie ma przysłowia o urwanej dupie, ale wiadomo o co chodzi). Toy Dolls jednak przeskoczył wysoko postawioną poprzeczkę i Ci, których nie było mogą tylko żałować. Jedyny minus to czas trwania ich show, bo z bisami grali niecałe 75 minut. Pozostał niedosyt, ale jak zespół wróci ponownie do Polski z chęcią pojadę jeszcze raz. Toy Dolls na żywo? Zdecydowanie polecam.
Fot: S.Z.
Fajny artykuł ale pobierz sobie program antyplagiatowy ze strony www.antyplagiat.net bo widziałem że ktoś kopiuje twoje teksty
OdpowiedzUsuńFajny artykuł ale pobierz sobie program antyplagiatowy ze strony www.antyplagiat.net bo widziałem że ktoś kopiuje twoje teksty
OdpowiedzUsuń