Kto pamięta jeszcze koncerty z cyklu Epicentrum, które odbywały się w rzeszowskim Le Greco lub w Rejsie? To były fajne czasy, w których podkarpacka scena metalowa była w pełnym rozkwicie. Oprócz rzeszowskich grup Astarot, Monstrum i Curent, które najintensywniej penetrowały około heavy-metalowe klimaty w pamięci został mi również Krusher z Jasła, który w latach 2002 – 2005 miał na froncie wyposażonego w szlifierkę wokalistę, grał covery Judas Priest i własnego hiciora z refrenem „we want to crush, cos’ we are Krusher” czy coś w tym stylu. Koncerty z tamtych lat kojarzą mi się z lukami w pamięci, ale to, to ja pamiętam doskonale :)
Recenzja: Le Moor „Niefabryka” - konsekwentnie i do przodu
Kolbuszowski Le Moor wciela w życie zasadę Roberta Burneiki i na laurach nie zasiada. Niecałe dwa lata po debiutanckim „Komunikacie” zespół wraca z drugim w dyskografii krążkiem pod wszystko mówiącym tytułem „Niefabryka”. Dlaczego niefabryka? Bo Le Moor z założenia fabryką radiowych przebojów nie jest i konsekwentnie na uboczu rockowej sceny realizuje swoje muzyczne wizje.
Subskrybuj:
Posty (Atom)